Nie mogłam się doczekać chwili, w której będę mogła
przedstawić Wam moje najnowsze sutaszowe dzieło – wisior przygotowany na
konkurs Korallo.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie potrafię poprzestać na
kilku umiejętnościach. Wręcz przeciwnie – muszę posiąść je wszystkie. Gdy
zaczęłam zajmować się rękodziełem, nie zdawałam sobie sprawy, że moje
zaangażowanie osiągnie tak wysoki poziom. Szybko zauważyłam, że to przestała
być zabawa, proste hobby wypełniające czas wolny czy sprawiające, że świeżo
upieczona matka może na powrót poczuć się pełnowartościową kobietą. Rękodzieło
stało się swego rodzaju ideologią, rozumiane przeze mnie bardzo szeroko,
ograniczone jedynie przez semantyczny zakres słowa „handmade” i poparte
opublikowanym przeze mnie i dla mnie na łamach portalu „Kobiecy Białystok”
manifestem (http://www.kobiecybialystok.pl/moda-na-handmade/).
To ideologia, która sprzeciwia się rzeczom gotowym,
dostępnym w wielu egzemplarzach, upodabniającym nas do siebie i zatracającym
nasz indywidualizm. Oczywiście w racjonalnie ograniczonym wymiarze: nie
zamieszkamy w szałasie, chociaż czasem kusi ani nie wykopiemy na trawniku
lepianki, która służyłaby nam za spiżarnię. Powód: współczesność uzależnia.
Możemy jednakże przygotowywać samodzielnie posiłki, przetwory, słodycze; możemy
uszyć dla synka kilka zabawek i w ten sposób dać mu poznać ich nieskomplikowaną
złożoność i wartość ludzkiego wysiłku. Możemy nadać wnętrzom cień naszej
osobowości i ubiorom – naszego charakteru.
Zwykle się nie uzewnętrzniam, stronię przed duchowym
ekshibicjonizmem i pokrewnymi zjawiskami, ale do jednego muszę się przyznać:
już dawno nie czułam takiego natchnienia, jak podczas tworzenia tego
konkursowego wisiorka. Zupełnie, jak za czasów, kiedy całe tony pisanych przeze
mnie wierszy i opowiastek zalegały w szufladach biurka.
Klikajcie w link i głosujcie na moje małe dzieło ;)